Humor śląski

W ożywionej, ostatnimi laty, dyskusji nad pojęciem „śląskości”, dominują przykłady zaczerpnięte z historii, socjologii, etnografii. Z pewnością taki warsztat badawczy przydaje tematowi rangi i tworzy solidną tezę do dalszych studiów. Mało kto jednak zastanawiał się nad charakterystyczną mentalnością Ślązaków, nad ich specyficznym rodzajem myślenia.

Nie pojawił się jeszcze na Śląsku ktoś taki jak ksiądz Tischner, który w ujmujący sposób potrafił wyeksponować główne nurty „filozofii góralskiej”, jednocześnie rozprawiając się z prostackim jej przedstawianiem w kawałach „o bacy”. Ów sposób myślenia ludzi z gór, przebijał już z Sabałowych bajań, z powieści Orkana i Tetmajera, wyrażają go teksty przyśpiewek, teraz już folkowo -rockowych. Ale to właśnie wspomniane kawały były najbardziej rozpowszechnionym sygnałem o inności ludzi z Tatr. Mimo, że w większości nie przedstawiają górali w najkorzystniejszym świetle, są przekonującym dowodem na ich odmienny niż „ceprowski” sposób odbierania rzeczywistości. Chyba też dlatego górale specjalnie nie mają pretensji do autorów tych dowcipów, przeważnie pochodzących z nizin.

Oprócz górali, jedyną tak powszechnie postrzeganą jako odmienną, grupą etniczną (by nie używać innych określeń, ostatnio tak kontrowersyjnych) są Ślązacy. Ową odmienność tworzyło o wiele więcej uwarunkowań niż środowisko naturalne, toteż próba przedstawienia chociażby zarysu „filozofii śląskiej” jest zadaniem karkołomnym. Chciałbym zająć się malutkim wycinkiem i spróbować odpowiedzieć na pytania: Czy istnieje śląska odmiana humoru? Czy Ślązak cechuje się charakterystycznym, niepodobnym do innych poczuciem humoru? Czy istnieją dowcipy/ z których śmiać się może tylko Ślązak, dla „goroli” niezrozumiale? By dać sobie z góry wiadomą mi odpowiedź – Tak! – muszę podzielić się paroma refleksjami. Do zapisania tych kartek skłoniło mnie kilka imprez rozrywkowych, na których dowcip śląski był atrakcją nr 1, rubryki w wielu czasopismach, poświęcone temu właśnie typowi humoru oraz zainaugurowana niedawno w „Dzienniku Zachodnim” – „Akademia Humoru”, pod kierownictwem jego Magnificencji Masztalskiego. Po sukcesach „Pomsty” i kabaretu „Rak” temat stał się tematem akademickim i ogólnonarodowym, otwieram więc dysertację, zostawiając wymienionym wyżej osobom, ale nie tylko, żmudne dzieło ilustrowania moich tez przykładami. Ważną cechą odróżniającą „śląski humor” od wzmiankowanego „humoru góralskiego” – jest ta, że autorami jego są mieszkańcy naszego regionu. Pomijam tu „wice” i wyliczanki typu „skuli rajzy do raichu gibko przedom” kolportowane przez ludzi, dzięki którym do takich wyjazdów doszło. Jakże mogłoby być inaczej, skoro istnieje kategoria dowcipów, zrozumiała wyłącznie przez Ślązaków! Kategoria ta obecnie uległa znacznemu zawężeniu. Humor czasów autonomii śląskiej -Karlika z Kocyndra (Stanisława. Ligonia) z jego Fronckiem, Zeflikiem i Francikiem, później „Radiowej Czelodki” -zrozumiały i przeznaczony wyłącznie dla Ślązaków – przeszedł do historii, a „Bery i bojki śląskie”, są tej historii wielce znaczącym fragmentem. Po przemianach politycznych i społecznych w ostatnim półwieczu, hermetyczne dotąd pod względem obyczajowym i zawodowym środowiska – adresat i jednocześnie nadawca, humoru śląskiego – chcąc nie chcąc uległy otwarciu na zewnątrz. Straciło na ostrości rozgraniczenie „my” – „oni”. Inną przyczyną tego stanu rzeczy jest niezwykła popularność w ostatnich latach śląskiego humoru. Teksty Lucjana Czernego, kabaretu „Rak”, a przede wszystkim działalność „Klubu Masztalskiego” rozbawiają całą Polskę. Nie doprowadziło to, co prawda, do masowego uczęszczane na kursy gwary śląskiej, niemniej zapoznało mieszkańców innych regionów kraju ze specyfiką tego humoru, nauczyło ich paru zwrotów, a przede wszystkim uświadomiło, że Ślązak oprócz innych przymiotów, posiada jeden niezmiernie cenny – poczucie humoru na wysokim poziomie.

W kategorii humoru zrozumiałego głównie przez Ślązaków, rozróżniam następujące podgrupy:

1. Językowa. Bez znajomości gwary nie sposób zrozumieć dowcipu. Kto, oprócz Ślązaków, jest w stanie bawić się półtorej godziny na „Pomście”? Do grupy tej należą wszelkiego rodzaju monologi – „Kuramin”, o babci klozetowej, Lucjana Czernego – zagadki typu „Alkohol na „k”- kista piwa” oraz takie dowcipy jak – Pracuje pan w hucie? – W czopce, hut mom na niedziela”.

2. Zawodowa, Do tej grupy należy specyficzny humor górniczy. Żarty i opowiastki opisujące specyfikę tego zawodu, stosunek starych wyjadaczy do nowicjuszy, a szczególnie „goroli”, kontakty górników z dozorem („sztajgerem” ), nie są w pełni zrozumiałe dla kogoś, kto nigdy nie zetknął się z górniczą bracią. Reagować może on tak, jak delikwent wysłany przez „ślepra” po „kibel śtromu”.

3. Obyczajowa. Niespotykany w innych rejonach Polski charakter pracy, sposób spędzania czasu wolnego, więzy rodzinne, miejsce zamieszkania (familok), wytworzyły pewien model zachowania, który jako przedmiot dowcipu u mieszkańca np. „Kongresówki” może wywołać jedynie zdziwienie. Taki dowcip: „Francfk przekazał gołębia Zeflowi jadącemu do Świnoujścia. Zefiik wrócił i minęło sporo czasu, kiedy nagle żona Francika przylatuje i godo: – Twój gołąb przyszoł, ale piechty ! – O pierona! To Zefiik zapomnioł mu krzidła rozwiązać!” Przed opowiedzeniem tego dowcipu należałoby np. Warszawiakowi zafundować pogawędkę o typowo śląskim hobby – gołębiarstwie, o znaczeniu i regulaminie takiej konkurencji jak „loty”, o rodzajach gołębi itp. Dowcip o sześcioletnim synku, który nie odzywał się wcale i był uważany za niemowę, gdy nagle przy obiedzie wypalił: „Kaj jest kompot!?” I na pytanie .”To ty godosz? Czamuś boł cały czos cicho!? odpowiada – „Bo zawsze boł” -śmieszy jedynie tych, dla których kompot obok klusek, rolady i modrej kapusty jest tak samo ważny jak dla 6-Iatka. Z obiadem, ale nie tylko, związany jest taki kawał: – „Pytlino, pożyczcie mi nudelkuli – Nie moga, tyż na chopa czekom!” -Także i w tym przypadku nieodzownym byłby krótki kurs na temat: wygląd
i zastosowanie „nudelkuli” w rodzinie śląskiej.

4. Toponimiczna. Akcja wielu historyjek i dowcipów rozgrywa się w konkretnym miejscu. Nie chodzi tutaj o znajomość geografii Śląska. Z tym każdy Polak dałby sobie radę. Nazwa kopalni, miasta, osiedla, rzeki, niesie w sobie wiele dodatkowych treści. Jeśli pada nazwa np. Radzionkowa, to nie chodzi o określenie miejsca na mapie, lecz o szczególne upodobania „cidrów”. Helenka na przykład, to osiedle wzniesione dla przybyszów, w którym rozgrywa się akcja wielu dowcipów, ukazujących konflikt Ślązaków i „goroli”. Brynica, „rzeka”, „Jordan” – to nie tylko niebieska niteczka na mapie, to granica dzieląca dwa światy – to „ciepłe kraje”. Istnieją dowcipy zrozumiale dla Ślązaków tylko z określonego regionu. Rybniczanin nic nie zrozumie z kawału: – Kaj to jedziecie, starko? – Do Chorzowa. – Do Starego! – Niy, do Yrmy, gynsi szkubać!”

Obecnie, jak wyżej wspomniałem, „robią karierę” dowcipy rodem ze Śląska, zrozumiałe dla wszystkich Polaków. Ponieważ jest to jednak „śląski humor”, musi się wobec tego czymś wyróżniać od jego innych kategorii. Jakież są to wyznaczniki? Dla potrzeb tej amatorskiej pracy wyróżniłbym następujące:

1. Formalne (Konstrukcyjne). Dobry dowcip śląski powinien charakteryzować się przede wszystkim zwięzłością treści i zaskakującą pointą, już Stanisław Ligoń w arcyzabawnym wykładzie o sztuce opowiadania dowcipów stwierdził:

1. Wic, czyli kąsek, musi być krótki.

2. Fajnie łopedziany.

3. Koniec zaś nieoczekiwany.

Krótki, lapidarny dialog, paradoksalny zwrot myśli, wymaga od odbiorcy inteligencji. Ponieważ Ślązakom jej nie brakuje, a w dodatku z natury swojej są zwięźli i rzeczowi, dowcipy o tej formie są najpopularniejsze i najlepsze. Przykładami tego typu humoru mogą być dowcipy przytoczone wcześniej o hucie, nudelkuli i Chorzowie, a także następujący: – Przychodzi synek do masoża i pyto: – Mocie mózg? –

Nie mom. -I bez to mocie taki gupi pysk!

2. Podmiot (Bohater). W dowcipie śląskim rzadko się zdarza, by żart dotyczył pojęcia abstrakcyjnego, osoby anonimowej jednej z wielu. Daremnie szukać na Śląsku autorów dowcipów o zwierzątkach (skądinąd moich ulubionych), o blondynkach, czy typu „przychodzi baba do lekarza”. Bohaterami anegdotek są prawie zawsze konkretne osoby – nazwane imieniem (począwszy od Ligoniowego Karlika po współczesnego Ecika) lub nazwiskiem (Pytlino czy Masztalski). Tendencja ta z jednej strony podkreśla przywiązanie Ślązaków do konkretów i niechęć do bujania w obłokach, z drugiej strony jest pewnego rodzaju znakiem firmowym. Wiadomo skąd dowcip ten pochodzi. Po wojażach „klubu Masztalskiego” i kabaretu „Rak” po Polsce, nasiliła się, co prawda, ilość „podróbek”, proceder ten jednak dotyka tylko najlepsze firmy.

3. Religia i wierzenia. Religia związana jest z życiem Ślązaka nierozłącznie i szczególnie blisko. W trudnych chwilach była ucieczką i ostoją, obroną i pocieszycielką. Towarzyszyła mu. w pracy (św. Barbara) i po niej (niespotykana gdzie indziej masowość pielgrzymek, odpustów, ,chórów kościelnych). Ta powszechność zdecydowała o tym, że wiara Ślązaka różni się od tej, cechującej mieszkańców innych regionów. Figurka świętego na każdym prawie domu, kaplica świętej w każdej kopalni, ołtarzyki domowe, księża pochodzący z sąsiednich gospodarstw – wszystko to sprawiło, że „Maryjka” i „ponboczek” stali się szczególnie bliscy, a religia nie miała wymiaru bizantyjskiego z surowymi bóstwami i wyniosłymi kapłanami (jak chociażby na polskiej wsi). „Barbórka”, „Alojziczek”, „Nepomucek”, „Swiynty Jorguś co piere się ze smokiym”, to święci, wyrozumiali, bliscy prawie że koledzy, a „forożicek” to „przeca synek od Kawcycki”. Śmierć, poprzez ciągłe o nią się ocieranie („Żaden to górnik, który pod pierzyną umrze”), straciła swój mroczny wymiar, była zwykłą „Śmiertką”, Demony z piekła rodem reprezentowane są na Śląsku przez uciesz-ne „diobołki”. Nic więc dziwnego, że postaci te znajdują swe miejsce i w śląskich dowcipach. Do grupy tej zaliczam także humoreski i dowcipy, w których występują istoty, znane tylko ze śląskich „berów i bojek” (Utopiec, Skarbnik )♦

4. Tematyka. Oprócz wyżej wymienionych cech, śląski humor odróżnia się specyficzną, charakterystyczną dla tego regionu tematyką. Kilka poruszanych w nim spraw przedstawiłem (górnictwo, obyczaje, zatargi z ludnością napływową). Do innych „żelaznych” tematów dowcipu śląskiego należą także:

a) emigracja do Niemiec – Ten skomplikowany, niezmiernie doniosły i bolesny dla Śląska problem znajduje swoje odzwierciedlenie także w humorze. Począwszy od dowcipów wykpiwających mentalność osób, które na wyjazd z utęsknieniem czekały: „kupioł żech gynś 15 kilo – To unmyjglich – Ale niemiecko! – Ja, to je myjglich”, poprzez ich perypetie w nowym miejscu zamieszkania: „Kupiołbych se bratheringa, ale niy wiym jak to się nazywa po niemiecku”. Ostatnio źródłem dowcipów (monologi kabaretu „Rak”) stały się słynne „byzuchy”. I te dawniejsze – mercedesem i z prezentami: „puszką piwa i kaugumą”, i te obecne, pełne nostalgii, chęci powrotu.

b) Wczasy – Czy znajdą Państwo inny region w Europie, w którym normalny urlop byłby tematem wielu żartow? Na Śląsku nigdy nie był on dorocznym wyjazdem na wypoczynek To była przeważnie eskapada, zdarzająca się raz lub kilka razy w życiu, jedyna okazja zobaczenia gór lub morza. W czasach czterobrygadówek, gdy górnicy walczyli o wolne niedziele, jeśli „wybrało się” już kilka dni wolnego, poświęcało się je na prace w ogródku, remonty i tradycyjne hobby. Nie do pomyślenia było, by mąż i ojciec sam wyjechał na urlop, a obarczona wieloma dziećmi małżonka rzadko dopuszczała do świadomości taką ewentualność. Do wypadków wspólnego wyjazdu małżonków dochodziło przeważnie pod koniec życia zawodowego, po usilnych namowach dorosłych już dzieci. Nic więc dziwnego, że wyglądało to tak, jak w piosence „Raka” o wyjeździe do Wisły na wczasy, czy nad morzem, gdzie Ecik z zachwytu wołał: „-Pierona wela wody, pieronie wela piosku,. pierona wela szifówf – Wczasowicz podchodzi, i pyta: – Czy Państwo ze Śląska? – Po czym Pan poznał? – pyta Hilda – Po tym „pieronie” – Godołazech ci, Ecik, tyla razy żebyś został w doma!” Dowdp ten wiąże się z ostatnią kategorią:

5. Dosadność. Ciężka praca, bezustanne borykanie się z przeciwnościami przyrody i życia, utrzymywanie licznej rodziny ukształtowało człowieka zdecydowanego i twardego. Prosty i twardy jest też jego język, w którym nie brak ostrych sformułowań. Wszak cała Polska określiła nas „dosadnymi wyrazem” – „Śląskie pierony”. W tym przypadku opinia ogólna wykazała się wyjątkowym zrozumieniem i wyczuciem. Określenie to bowiem, składające się z przekleństwa, zawiera w sobie i nutkę podziwu, i nić sympatii, i szczyptę humoru. Ślązacy, oddzieleni od kultury szlacheckich i mieszczańskich salonów, nie kierowali się zasadami kodeksu honorowego Boziewicza. Posiadali swój własny, sprawdzony na własnej skórze, a konsekwencje odstępstw od niego były o wiele bardziej kategoryczne niż towarzyski bojkot. Rubasznośc, dosadność wśród gładkich słówek to zgrzyt. W mowie prostej, zwięzłej – to wyrażenie wielu odczuć jednym słowem. Przykładem przytoczony wyżej „wakacyjny” dowcip lub ten: „Eleganckiej pani wiatr podniósł sukienkę. Szybko przysłoniła co trzeba i widząc zainteresowanie stojącego za nią chłopczyka mówi – Ale mam refleks, co? – U nos to się nazywo rzyć! -Odpowiada poważnie Ziguś”.

Gwara śląska posiada wiele wyrazów dosadnych, rubasznych, skrótowo, bez owijania w bawełnę (jak Ziguś), ujmujących przedmiot tub część ciała. Nie było (nie ma?) w niej miejsca dla anatomicznych „wiązanek” charakterystycznych dla żargonów czy slangów różnych subkultur, docierających też niestety coraz częściej do naszych uszu z ekranu i ulicy. Za używanie słów wulgarnych, przeklinanie kazano nam „zamknąć dziób”, bo inaczej dostałoby się „bez tyn gupi bezpysk”.

Jan Hahn